Wchodzę na grupę o szlakach na Alasce, żeby podpytać o aktualne warunki na szlaku Stampede. No gdzie jak nie tam myślę sobie, wszak ten szlak nie leży w żadnym parku narodowym, ani stanowym. Odpowiedzi szybko jednak gaszą mój początkowy entuzjazm, bo moje pytanie forumowiczów wyraźnie zirytowało. Zaskoczona tą reakcją postanowiłam sprawdzić skąd ta niechęć do pytań, ale też do szlaku samego w sobie. Zaczęłam więc drążyć temat szlaku Stampede i problemy z nim związane. Od początku jego powstania, aż do dziś. 

Skąd wziął się szlak Stampede?

Szlak wytyczono w 1903 roku w celu poszukiwania złota w rejonie Kantishna. Krótko potem ślad po nagłej gorączce złota pozostał już tylko w nazwie ,,Stampede” (czyli: masowy pęd do czegoś). Nie licząc tych kilku osadników, którzy zostali tam na stałe ze względu na złoża i kopalnie antymonu, oraz lubujących się w urokach życia na uboczu cywilizacji. Do lat 30-tych XX wieku szlakiem transportowano w jedną stronę wydobyte minerały, w drugą niezbędne zaopatrzenie np. paliwo. Nie było to łatwe zadanie i ze względu na specyfikę terenu transport ów mógł odbywać tylko zimą, przy pomocy sań i buldożerów.

Dopiero w 1960, czyli rok po utworzeniu stanu Alaska podjęto próbę budowy drogi przejezdnej dla ciężarówek, łączącej kopalnie z dzisiejszym Healy. Nie powstało jednak nawet 100 km zanim projekt zarzucono. Droga na trudnym podłożu wypełnionym wieczną zmarzliną i wśród rwących rzek nie była dobrą inwestycją w kontekście wcale nie aż tak obfitych złóż surowców w tym rejonie. O problemach jakie stwarza drogowcom ta północna ziemia mieliśmy okazję przekonać się tego lata. Szlak Stampede był potem używany głównie przez lokalnych mieszkańców i myśliwych, którzy znali specyfikę tych terenów i korzystali z nich dla pozyskania mięsa, utrzymując tradycyjne praktyki łowieckie. Polowali na różne gatunki, takie jak karibu, łosie, wilki czy niedźwiedzie. Tak czy siak nie był to nigdy szlak krajobrazowy i nie leżał w kręgu zainteresowania rekreacyjnych piechurów. 

To co tam robi autobus miejski z Fairbanks?

Drogowa ekipa budowlana korzystała z trzech miejskich autobusów przerobionych na prowizoryczne zakwaterowanie – z usuniętymi  silnikami, ale dodanymi łóżkami i piecykami opałowymi. Dwa z nich zabrali ze sobą opuszczając teren budowy, ale trzeci, najbardziej uszkodzony Fairbanks 142 nie nadawał się nawet do odholowania. Został więc porzucony w pobliżu rzeki Sushana i do roku 1992 także i on służył głównie myśliwym.   

Szlak poza Parkiem Narodowym Denali

W 1980 roku granice pobliskiego Parku narodowego Denali (wówczas: Mount McKinley National Park), znacząco się rozszerzyły i objęły swoją jurysdykcją zarówno teren dawnych kopalni jak i połowę prowadzącego doń szlaku.

Jednak jak widać na powyższej mapie ta początkowa część szlaku Stampede jest konsekwentnie pominięta, co wygląda wręcz groteskowo. Granica parku zaczyna się zaledwie jedną milę (1,6 km) na zachód od lokalizacji porzuconego autobusu. W parkach narodowych działalność człowieka jest mocno ograniczona – między innymi obowiązuje zakaz polowań. Teren ten zdaje się być zbyt ważny dla miejscowych myśliwych, aby uzyskano porozumienie w sprawie tak restrykcyjnej ochrony tego środowiska. Myśliwi bez wątpienia korzystają z faktu, że teren otoczony jest parkiem z trzech stron, a dzikie zwierzęta nie potrafią czytać ludzkich map i zdarza im się ,,zbłądzić” na te dla nich mniej bezpieczne obszary. Z drugiej strony władze parku odnotowują wymierne, negatywne skutki tego sąsiedztwa np. prawdopodobieństwo, że odwiedzający park turyści zobaczą wilka spadło w 2015 roku do zaledwie 5%, w porównaniu do 45% w roku 2010. 

Dzięki rozszerzeniu granic parku można było rozpocząć prace nad naprawą zniszczonych górnictwem terenów Kantishny, w tym mocno zanieczyszczonych rzek. Okazało się to być zadaniem dużo trudniejszym, niż początkowo zakładano. Nie tylko ze względu na skalę zniszczeń, ale i logistykę potrzebnego sprzętu. Ta odbywała się jednak nie przez szlak Stampede, a główną, 150-cio kilometrową drogę Parku Denali. Tą samą drogą usuwano z Kantishny porzucone przez górników odpady i sprzęt, w tym koparki i szkolne autobusy. Dostęp do tej drogi za dwudziestym czwartym kilometrem wymaga zezwolenia, lub zmiany środka lokomocji na parkowy autobus. Gdyby także Fairbanks 142 znalazł się wtedy w obrębie rozszerzonego parku, być może zostałby stamtąd usunięty już dawno (choć należy wspomnieć, że dostęp do niego byłby i tak o wiele trudniejszy niż do owego sprzętu górniczego). 

Chris McCandless

Tymczasem 22-letni Chris McCandless z dalekiej Kalifornii, po ukończeniu studiów postanowił porzucić życie w zepsutym kłamstwem i konsumpcjonizmem społeczeństwie i odkryć prawdziwe znaczenie życia. W 1990 roku wyruszył w podróż po swoim kraju, przyjmując nowe imię – Alexander Supertramp i ostatecznie dotarł do Alaski dwa lata później. Był zafascynowany jej dziką przyrodą i tak jak ja od dawna marzył o tej wyprawie. Jednakże w przeciwieństwie do nas z oczywistych względów Chris nie wybrałby szlaku biegnącego przez żaden z ośmiu tamtejszych parków narodowych (których łączna powierzchnia stanowi 60% powierzchni wszystkich parków w USA i wynosi ponad 22,5 miliona hektarów). Znalazł się na szlaku Stampede, bo poza ogólną niechęcią do ograniczeń, zamierzał spędzić w dziczy dłuższy czas, co wiązało się koniecznością polowań i aktywnego korzystania z ,,darów natury”. Chciał przeżyć przygodę, odkryć siebie i poczuć prawdziwą wolność.

Czwartego dnia swojej wędrówki znalazł porzucony autobus numer 142, w swoim pamiętniku nazwał go magicznym i postanowił w nim na jakiś czas zamieszkać. W przeciwieństwie do współczesnych podróżników (a może trafniejsze będzie określenie ich jako pielgrzymów) nie szedł do autobusu, bo nie wiedział o jego istnieniu. Tak jak i nie wiedział o istnieniu nieco łatwiejszego punktu do przekroczenia Teklaniki, który mógł całkowicie zmienić nie tylko bieg tej historii, ale i autora jego ,,pamiętnika”. Mimo, że Chris częściowo odnalazł to czego szukał na Alasce, nie wyszedł z tej przygody żywy i nie mógł sam wydać książki o swoich przygodach. Cztery miesiące po tym jak dotarł do autobusu, myśliwi znaleźli w nim jego martwe ciało. 

,,Into the Wild” – narodziny legendy 

Historię Chrisa i jego magicznego autobusu znamy więc dzięki dziennikarzowi Jonowi Krakauer, który najpierw napisał o jego śmierci artykuł do magazynu Outside – „Death of an Innocent„, a trzy lata później rozwinął tę historię w książce ,,Into the Wild”. Uzupełnił ją o kontekst i te aspekty historii Chrisa, które skłoniły go do poszukiwania wolności w bezkresach Alaski. Skonfrontował się także z krytyką, która spłynęła nie tylko na bohatera jego artykułu, ale i na niego samego za przedstawienie McCandlessa w sposób, który niektórzy uznali za romantyzujący jego decyzję i postawę. Krytycy twierdzili, że Krakauer zbyt mocno skupił się na duchowym i idealistycznym wymiarze podróży McCandlessa, ignorując jednocześnie bardziej przyziemne aspekty, takie jak jego brak przygotowania i wiedzy o przetrwaniu w dziczy. Obawiano się, że artykuł zainspiruje innych, równie nieprzygotowanych i niezdających sobie sprawy z ryzyka ludzi do podejmowania podobnych działań,

Fala turystów na szlaku Stampede 

Mieli rację. Historia Chrisa McCandlessa najpierw rozdystrybuowana na papierze, a potem jeszcze bardziej spopularyzowana za pomocą filmu rozbudziła głowy zarówno tych bardziej jak i zdecydowanie mniej doświadczonych piechurów. Na wielu bucket listach pojawił się Magiczny Autobus Fairbanks 142, a na szlaku Stampede pojawiło się wielu nieprzygotowanych turystów. Lokalne społeczności szybko zaczęły dostrzegać negatywne skutki rosnącej popularności szlaku i nie chodzi tylko o myśliwych, którym co oczywiste odstraszano w ten sposób zwierzynę. Wszak nie po to wywalczyli wyłączenie tego terenu z obszaru parku narodowego. Bardzo dużym obciążeniem stały się natomiast wzmożone akcje ratunkowe, często z użyciem helikopterów. Pomoc wzywano do różnych wypadków: od zgubienia się w dziczy i udarów słonecznych, po odmrożenia, urazy, odcięcie drogi powrotnej i brak wystarczającej ilości jedzenia. Co ciekawe to nie jest tak, że ratowano tylko przyjezdnych, ale także mieszkańców Alaski.

Fala tragedii

Do 2020 roku miało miejsce kilka przypadków śmiertelnych związanych z próbami dotarcia do autobusu, w tym dwa w wyniku utonięcia. Jedną z ostatnich ofiar była 24-letnia Białorusinka Veranika Nikanava, którą w 2019 roku porwał nurt rzeki Teklanika. Gdy przekraczali ją razem z mężem w drodze powrotnej od autobusu woda sięgała im do pasa. To właśnie ta rzeka od początku stwarza największe zagrożenie, zwłaszcza gdy próbuje się ją przekroczyć przywiązując się do liny. Na autobusie zostały wyryte przez nich imiona  z dopiskiem ,,nowożeńcy”. Niektóre z ofiar pozostały niezidentyfikowane. 

Śmiercionośna Alaska

Choć liczba ofiar Teklaniki jest i tak zbyt wysoka, to dla kontekstu warto wspomnieć, że nieopodal znajduje się dużo groźniejszy ,,ludożerca”, który pozbawił życia znacznie więcej osób. To właśnie Denali, czyli najwyższa góra Ameryki Północnej i zarazem jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na Alasce. Lista prób wspinaczki, zakończonych śmiercią i to nawet doświadczonych alpinistów jest długa, nie mówiąc już o ilości akcji ratunkowych. W samym tylko 2024 roku w Denali zginęły już dwie osoby.  

Usunięcie “problemu”? 

Koszty związane z akcjami ratunkowymi na szlaku Stampede, ofiary śmiertelne, konflikt z myśliwymi, ale też bezmyślność niektórych turystów zostawiających za sobą śmieci i zniszczenia doprowadziły w felernym roku 2020 do usunięcia Autobusu 142 z jego dotychczasowej lokalizacji. Przy pomocy wojskowego śmigłowca przetransportowano go do Fairbanks, gdzie zespół inżynierów z Uniwersytetu Alaska miał się zająć jego konserwacją. A turyści mieli już nie stwarzać problemów. W aplikacji AllTrails (polecam) szlak “Stampede Trail to Sushana River” nadal jednak zbiera oceny i komentarze, w których często przewija się sprzeciw i niezrozumienie dla decyzji lokalnych władz. Jeden z użytkowników, byłby nawet gotów dostarczyć w to miejsce swojego kampera jako zamiennik. 

Czy nie lepiej byłoby zatem zbudować most nad Teklaniką? 

Zależy dla kogo. Dla tych turystow, którzy chcieli tylko dotrzeć do autobusu, a niekoniecznie ryzykować własnym życiem z pewnością (w tym dla mnie). Za tym rozwiązaniem były także rodziny ofiar, zwłaszcza Piotr Markielau – mąż zmarłej Białorusinki. Przewidywał, że usunięcie autobusu wcale nie sprawi, że ludzie przestaną podążać śladami McCandlessa. Uważał, że przede wszystkim trzeba szlak lepiej oznaczyć, w tym także znakami informującymi o zagrożeniach. Most i odpowiednie oznaczenia z pewnością poprawiłyby bezpieczeństwo. W wyniku głosowania radnych zdecydowano się jednak na opcję usunięcia autobusu i pewnie nie bez znaczenia były tu także względy finansowe. Koszty budowy mostu, który dodatkowo wymagałby długoterminowej i niełatwej w tych warunkach konserwacji spadłyby na władze lokalne. Tymczasem koszty usunięcia autobusu można było przerzucić na władze stanowe.

A moim zdaniem z tym zadaniem mogłyby się zmierzyć władze parku Denali, gdyby ,,wchłonęły” cały szlak do swojego terytorium. Wszak aktualnie mierzą się z budową bardzo trudnego mostu, który ma połączyć ze sobą dwa fragmenty jedynej parkowej drogi przerwanej w wyniku osunięcia się ziemi. Zgodzić się jednak należy z tymi którzy uważali, że most nad Teklaniką prawdopodobnie przyciągnąłby jeszcze więcej turystów. A to miałoby wpływ nie tylko na liczbę akcji ratunkowych, ale także na postępującą utratę “dzikości” tego szlaku i dewastację autobusu. 

Dlaczego turyści ryzykują swoje życie? 

Autor książki Into the Wild oraz siostra Chrisa McCandlessa, uważali, że problemu z ,,pielgrzymami” nie rozwiąże, ani budowa mostu, ani nawet usunięcie autobusu. Tak jak nie pomogły informacje o kolejnych ofiarach śmiertelnych. Niektórzy ludzie nadal pragną ucieczki od społeczeństwa i jego ograniczeń, zagubienia się na odludziu i ponownego nawiązania kontaktu z samym sobą. Alexander Supertrump jest dla nich inspiracją, idolem. Po książkę ,,Wszystko za życie” sięgną najchętniej osoby które już gdzieś w środku czują to samo, już gdzieś podróżują. Ci którzy czują to mocniej zapamiętają historię Chrisa na dłużej i będzie ona dla nich bardzo ważna. Nadal znajdą się jednak także ludzie, którzy nie będą potrafili tej fascynacji szlakiem i starym autobusem zrozumieć. Właściwie ciężko jest także zrozumieć dlaczego w tak niebezpieczne szlaki wybierali się dawni poszukiwacze… złota. 

Tymczasem przy drodze Stampede

Dla kontrastu, nieopodal początku szlaku napotkalismy małą bazę noclegową z trzema prawie ukończonymi kabinami i dodatkową infastrukturą. Należy ona do Stampede Excursion  – oragnizatora atrakcji turystycznych w Parku Denali i okolicach.

Kawałeczek dalej jest natomiast krótki szlak dla zespołu naukowego działającego w rejonie. Badają podłoże i tutejszą bioróżnorodność, a ścieżka wyłożona jest wygodnym, drewnianym chodnikiem. 

Co dalej z autobusem?

Dla autobusu z pewnością była to najlepsza opcja. Nie tylko uniknie dalszej naturalnej erozji, ale też wandalizmu. Nie mówiąc już nawet o tak durnych pomysłach jak spalenie go, pocięcie na kawałki i wywiezienie snowmobilami, czy pomalowanie w jakiś karykaturalny sposób, tak aby np. zrobienie sobie przy nim zdjęcia nie było już celem samym w sobie. 

Aktualnie jest już po rekonstrukcji, której był poddawany na Uniwersytecie Alaski w Fairbanks i czeka na swoją dedykowana wystawę w Museum of the North. Prace są w toku i choć autobusu w muzeum jeszcze nie ma, to w sklepie z pamiątkami można już kupić bluzy i naklejki z jego motywem. I cieszą się one niemałą popularnością. Kiedy wystawa będzie gotowa z pewnością znaczna część fanów Supertrumpa uda się właśnie do Fairbanks, zamiast do Healy. 

Na tych którzy będą jednak w okolicach Denali, czeka natomiast tzw. autobus pocieszenia. Jest to replika tego oryginalnego, wykorzystywana i pozostawiona tutaj przez ekipę tym razem filmową. Stoi na terenie lokalnej warzelni piwa 49th State Brewing i wygląda na to, że przyciąga mniej turystów niż knajpa sama w sobie. 

Co dalej z turystami?

Jest sierpień 2024 roku. Od dawna zakochana w filmie Into the Wild, o mglistym poranku stoję na początku szlaku Stampede. Dzisiejszy dzień podobnie jak wczorajszy jest pochmurny i nieco deszczowy. Zarówno główny szlak jak i inne zaczynające się tu wydeptane/wyjeżdżone quadami ścieżki są mocno podmoknięte. Obok stoi zaparkowany kamper, jest kilka pozostawionych palenisk. Może jeszcze śpią, a może wyruszyli na szlak. Na prowizorycznej, drewnianej tablicy jest informacja dla myśliwych, żeby mieli świadomość, że są otoczeni parkiem narodowym i z czym się to wiąże. Nie ma żadnych informacji ani oznaczeń dla turystów. 

Odpuszczam. 

Dziękuję za przeczytanie do końca!

Sabina